Religia w przedszkolu

wpis-

Stroną duchową maluchów w przedszkolu zajmuje się ks.Adam Dzienisiuk. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.
Niestety,powiedzenie prawdziwe. Jeśli z dzieckiem nie rozmawia się o Bogu, to potem rozmawia się z Bogiem o dziecku.

Zapraszamy do ciekawej lektury poniżej.

Żyjemy w epoce, która coraz częściej bywa nazywana ponowoczesnością. Jedną z typowych, a jednocześnie niepokojących cech naszych czasów jest ucieczka od logicznego myślenia w irracjonalizm i subiektywizm. Coraz więcej zwolenników znajduje obecnie naiwne przekonanie, że wszystko jest subiektywne i że każdy ma prawo kierować się w życiu własną prawdą. Przeciwdziałać temu powinna katecheza prawosławna, a w szczególności postawa duchownego, która przez różne kryteria wychowuje młodego człowieka i przeciwstawia się fałszywym mitom dotyczącym wychowania, fałszywej ideologii i obojętności. Nic zatem dziwnego, że na początku XXI wieku coraz więcej młodych ludzi wierzy w horoskopy i zabobony, wróżby i przepowiednie. W konsekwencji coraz mniej ludzi zdaje sobie sprawę, że życie i los danego człowieka nie zależy od jego subiektywnych przekonań, ale od obiektywnych faktów i uwarunkowań a przede wszystkim od jego własnej pracy.

Jeszcze bardziej zdumiewającym i niebezpiecznym zjawiskiem jest, to że w irracjonalizm i subiektywizm popadają ci, którzy powinni być specjalistami od trzeźwego myślenia i od respektowania prawdy o człowieku. Chodzi tu o pedagogów, duchownych, katechetów, psychologów i innych wychowawców, a zatem tych, którzy aspirują do bycia wzorem i przewodnikiem dla innych ludzi. Okazuje się, że znaczna ich część, z zakresu wychowania bezkrytycznie przyjęła mity oraz ideologiczne slogany, które z logicznego punktu widzenia są absurdalne, prowadzą one jedynie do kompromitacji. Przykładem tego jest rzeczywistość lekcji w szkołach w tym i lekcji religii. A co się dzieje, najłatwiej zobaczyć na filmikach wrzucanych na YouTube, które uczniowie nagrywają komórkami podczas lekcji. Po klasie latają papiery i nadmuchane prezerwatywy. Chłopcy wrzeszczą, tańczą pod tablicą, skaczą po ławkach. Ktoś udaje atak epilepsji, ktoś wychodzi przez okno, inny próbuje poczęstować kompletnie bezradnego nauczyciela, katechetę skrętem. To zazwyczaj gimnazjum. Katecheta o natchnionej twarzy cytuje pisma ojców; natomiast połowa klasy ma słuchawki w uszach, reszta ostentacyjnie czyta gazety. To już obraz liceum. Samotność i bezradność nauczyciela i katechety w tym duchownego, jest spowodowana między innymi wprowadzeniem gimnazjum i trzyletniego liceum – w ramach kolejnej reformy edukacji – odebranie szkołom średnim praw do tworzenia programów autorskich, kasacja zajęć fakultatywnych, coraz bardziej redukowane programy nauczania, wprowadzenie matury zewnętrznej, zniesienie niełatwych egzaminów na studia pchnęły lawinę obniżania poziomu. Ze szkoły powszechnej utworzyła się szkoła spowszechniona. Samotność wynika również z przeświadczenia, że praca ta na nic się nie zda, bez zaangażowania rodziców. A ci wolą żyć w błogiej nieświadomości i wyłącznie szkołę obarczać za błędy wychowawcze.

Od dawna wielu pedagogów i psychologów, a za nimi rodziców, podtrzymuje mityczne przekonanie, że wychowanek jest wewnętrznie harmonijny i bezkonfliktowy, a w związku z tym potrafi się rozwinąć bez wysiłku i dyscypliny, bez pomocy wychowawczej i bez pracy nad sobą. Tego typu utopię pedagogiczną głosił m. in. J. J. Rousseau i inni. Nikt z nas nie spotkał nigdy kogoś, który w sposób spontaniczny i bez wysiłku stał się dojrzałym człowiekiem. Niestety mit o spontanicznym wychowaniu i samorealizacji trwa nadal. Mit podobnie absurdalny i naiwny, co poprzedni dotyczy wychowania bez stresu. Modne hasło nauczania bezstresowego dostosowanego do dzisiejszych czasów znajduje absurdalną realizację w przepisach sprzyjających uczniom, którzy nie chcą się uczyć a szkoła nie ma odpowiednich instrumentów by to zmienić. Wychowawcy powinni oczywiście zrobić wszystko, aby sami nie stali się źródłem niezawinionego stresu dla ich wychowanków. Kiedy jednak ci ostatni błądzą, wtedy potrzebują naturalnej informacji zwrotnej w postaci stresu i cierpienia. Błędem jest przekonanie, że bez doświadczenia bolesnych konsekwencji popełnianych błędów, można wyciągnąć z nich wnioski i mobilizować się na tyle skutecznie, by modyfikować błędne postępowanie. Wychowanie zawsze niesie za sobą porażki, ale nikt z nas nie spotkał rodziców czy wychowawców, którzy mogliby powiedzieć, że w ich oddziaływaniach wychowawczych nigdy nie doznali najmniejszego nawet rozczarowania czy zawodu. Dotyczy to również neutralności światopoglądowej w wychowaniu. W wychowaniu neutralnym światopoglądowo uczciwość, pracowitość i odpowiedzialność musiałaby być tak samo traktowana jak cynizm, przestępczość i zachowania samobójcze. Wychowanek mógłby bowiem zawsze zadeklarować, że jego sposób postępowania jest zgodny z jego światopoglądem a szkoła o takim charakterze musiała by to respektować. Jest to błędne wykorzystywanie wolności rozumianej jako pomieszanie pojęć. Demokratyczną większością głosu można podjąć zbrodnicze decyzje, a tolerancja oznacza brak postrzegania, jego niemożność, pomiędzy dobrem a złem. Zatem, jeżeli wiara, miłość, nadzieja prawda i odpowiedzialność nie są wartościami najwyższymi, to wolność, demokracja i tolerancja propagowana w szkołach, doprowadzą do samozniszczenia człowieka.

Jeszcze nigdy w historii Europy nie mieliśmy wśród nastolatków tylu co obecnie uzależnionych od alkoholu i narkotyków, tylu przestępców i samobójców, tylu zaburzonych emocjonalnie i niezdolnych do założenia rodziny, a nawet do podjęcia pracy zawodowej. To co nie jest zgodne z naturą ludzką staje się prawem zachodniej cywilizacji tylko, że prawo to jest w sprzeczności z prawem Bożym i ewangelią, ale niestety zmierza w naszą stronę i musimy się z tym zmierzyć. Duchowni i katecheci zazwyczaj zakładają, że uczestnicy lekcji są wierzący i uczęszczają na nabożeństwa niedzielne, tymczasem adresat się zmienił. Nie są oni zainteresowani Chlebem Życia, co prawda rozumieją na poziomie intelektualnym ale tego po prostu nie czują. Duchowny, który pozwoli na powitanie mówić „siema” łatwiej nawiąże kontakt z takimi uczniami ale będzie postrzegany jako ktoś bez autorytetu przez szersze grono. Żeby uczniów nie stracić, trzeba jednak dawać przykład własnym życiem, mówić o sprawach, którymi żyje młodzież, i dać odczuć uczniom, że ich problemy są ważne. Zajęcia muszą wykraczać poza zwykłe lekcje. Dom duchownego powinien być otwarty zawsze, tak jak zawsze niesie się posługę duszpasterską. Uczniowie powinni wiedzieć, że do takiego duchownego mogą przyjść o każdej porze dnia i nocy po ucieczkach z domu, próbach samobójczych, miłosnych zawodach. Realizując proces wychowania nie można obdarzać wychowanka wolnością, do której jeszcze nie dorósł, czy zaufaniem, które nie ma podstaw w jego dotychczasowym postępowaniu. Realizm wychowawczy polega na świadomości, że w każdej epoce wychowanie nie jest możliwe bez stawiania jasnych wymagań, bez regulaminu i dyscypliny, bez klasówek, pokuty, czy sankcji proporcjonalnych do ewentualnych błędów wychowanka.

W tym zakresie duchowny staje się pedagogiem, który obserwuje wychowanka i dostrzega, że jest on zagrożony nie tylko przez złych i cynicznych ludzi, ale że i potrafi skrzywdzić samego siebie. Równie wielkim zagrożeniem jest fakt, że rodzice dzieci uczących się przestali być przekazicielami wiary, a nawet sami wymagają reewangelizacji. Często nie wiedzą gdzie jest ich cerkiew parafialna a to destrukcyjnie wpływa na młodzież, która już nie rozumie pojęcia wspólnoty. Jak to rozumieć jeżeli ci sami rodzice nie przejawiają zainteresowania szkolnym losem swoich dzieci. Wynika to z przeświadczenia, że uczeń szkołę jakoś ukończy, a opinia nauczyciela czy katechety na temat dziecka przestaje mieć znaczenie. Sam uczeń jednak doskonale się odnajduje w tym z czym dorośli mają problem lub nie nadążają.

Subiektywne postrzeganie własnych możliwości podsycane pseudokulturą zachodu powoduje, że szkoła jest traktowana jako przymus a razem z nią lekcje religii. Młodzi nie przejawiają potrzeby rozwoju duchowo – intelektualnego, nie szanują wartości nauki, nie docenia celowości systematycznego i efektywnego uczenia się, brzydzi się swoją kulturą i tym bardziej nie czuje związku z przeszłością. Dlatego cerkiew lub szkołę, traktują jak urząd a duchownych i pedagogów jak urzędników natomiast siebie jako petenta. Jeszcze bardziej jest to widoczne w kryzysie eucharystycznym, które dotyka młode pokolenie.

Bez względu na to jak bardzo szkoła i uczeń ulegli spowszechnieniu, duchowny czy katecheta powinien za wszelką cenę odnajdywać wszystkie zagubione owce jak dobry pasterz. Nie wszyscy uczniowie się przecież zagubili, tylko czasem negatywna postawa jednego z nich rzutuje na obraz szkoły. Współczesne realia szkolne trzeba traktować jako wyzwanie. Dzieje często stawiały duchownych i pedagogów wobec konieczności robienia tego, co do nich należy, bez względu na okoliczności, czyli im wbrew. Wyzwanie zasadnicze sprowadza się do wyjaśnienia uczniom choćby idei swojego przedmiotu, innej rzeczywistości religii w szkole. Ukazanie związku religii z życiem parafialnym, z eucharystią, ze wspólnotą ludzi wierzących, bo tu przecież korzeniami nauka religii sięga.

Ks. mgr Adam Dzienisiuk

Opracowano na podstawie:

  1. Joanna Podgórska, Samotność Katechety, Polityka nr 50(2786), 11 grudnia2010
  2. Anna Świątek, Licea niekształcące, Polityka nr 40(2827), 28.09-04.10.2011
  3. Ks. Marek Dziewiecki, UKSW, źródło: http://www.opoka.org.pl/biblioteka
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *